W sprawie Krzysztofa Kolumba i jego pomników.
12 października 1492 roku, nad ranem, Roderigo de Triana okrzykiem „Ziemia!”, poderwał do burt całą załogę La Pinty i załogi pobliskich Santy Marii i Niñi. Roderigo de Triana zasłużył na nagrodę królewską obiecaną na początku podróży, ale przyszły admirał, Krzysztof Kolumb stwierdził, że to on pierwszy dostrzegł ląd poprzedniego dnia wieczorem, De Triana nigdy pieniędzy nie dostał.
Tak się zaczęło, od nieporozumienia, czy raczej oszustwa. Dla ludności tubylczej obu nowo „odkrytych” kontynentów zaczęło się trwające stulecia, nieprzerwane pasmo nieszczęść, dziesiątkujących ludność epidemii, zniewolenia, ucisku, śmierci, utraty ziemi, utraty środków utrzymania, utraty sposobu życia.
12 października 1492 roku Krzysztof Kolumb „odkrył” Amerykę. 12 października wiele stanów w USA obchodzi święto Krzysztofa Kolumba, ustanowione w 1937 roku za prezydentury Franklina D. Roosevelta.
Świat który Kolumb opuścił nie był piękny.
(…)“Taki był świat, który były handlarz niewolnikami zwany Krzysztofem Kolumbem i jego marynarze zostawili za sobą, kiedy odpłynęli z Palos w sierpniu 1492 roku. Był to świat dewastowany chorobami, które zabijały masowo, ale ci którzy przeżyli zyskiwali na te choroby odporność. Świat, w którym wszyscy oprócz ludzi bogatych cierpieli głód, a bogaci z kolei nade wszystko łaknęli złota. Był to świat okrutnej przemocy i niepodważalnej świętej prawdy. Nie ma się co dziwić więc, że pierwsza relacja z atlantyckiej podróży, w założeniu planowanej jako odkrycie Orientu, wywołała taką sensację jak Europa długa i szeroka”(s. 62).(American Holocaust the conquest of the New World- David E. Stannard. Oxford Uniwersity Press, 1992.)
Tą sensacją był list jaki Kolumb skomponował na pokładzie powracającej do Hiszpanii Niñi. List, adresowany do królewskiej pary relacjonował odkrycia Admirała. Zawierał opis wspaniałości i cudów natury, które wywarły ogromne wrażenie na europejskich czytelnikach. Kolumb opisał niezwykle żyzne ziemie czekające na pług. Nakreślił linię wybrzeża, której liczne zatoki były wymarzonymi miejscami na bezpieczne i zaciszne porty. Wymienił rzeki potężne i cudne. Opowiadał o majestatycznych górach zalesionych niezwykłymi gatunkami wiecznie zielonych drzew, w których listowiu niezliczone gatunki ptaków śpiewają piękniej niż słowiki. Pisał o różnorodnych, bajecznie kolorowych owocach, o cienistych gajach i łąkach wymarzonych na pastwiska. Pisał o złotonośnych strumieniach i górskich kopalniach pełnych cennych minerałów.
Kolumb opisał Raj na ziemi, a jak przyszło do opisu mieszkańców tego raju pisał tak:
„ludzie na tej wyspie i na innych, których widziałem wszyscy chodzą nago, mężczyźni i kobiety, tak jak nowonarodzeni, tylko kobiety zakrywają to jedyne miejsce liściem, albo siatką z bawełny specjalnie wykonaną do tego celu. Nie mają żelaza, ani stali, ani broni, nie umieją też ich używać, bo choć są dobrze zbudowani i przyjemnej postury, są niezwykle bojaźliwi .(..)”(Stannard, s.63)
Dodał też, że ludzie ci nie znają też własności, bo dzielą się wszystkim co znajduje się w ich posiadaniu i rozdają radośnie wszystko co mają.
Kolumb uważał, że jego podróż stała się spełnieniem proroctwa Izajasza (prawdopodobnie odniesienie do Księgi Izajasza 40.22, która mówi o Bogu panującym ponad kołem ziemi). Biblijne odwołania niewątpliwie przyczyniły się do szalonej popularności tekstu. List relacjonujący odkrycie Kolumb napisał w marcu 1493 roku. Jego drukowana wersja znalazła się w obiegu w Hiszpanii miesiąc później. Dwa miesiące później w Rzymie, a chwilę potem tłumaczenia krążyły w innych miastach Europy. Dodrukowywano szybko wyczerpujące się nakłady. Kolumb znalazł Raj na ziemi, utopijną krainę wiecznej szczęśliwości prosto ze średniowiecznych legend. Ale mity, jak pisze dalej Stannard, są przekazem złożonym i przewrotnym. I bez względu na to czy ten kolumbijski mit Nowego Świata był interpretowany jako obraz utraconej niewinności sprzed upadku Adama i Ewy, czy też jako obraz przyszłej dopiero mającej nastać szczęśliwości, to pierwotność tego świata od początku podszyta była szatańskim podszeptem i mroczną tajemnicą budzącej lęk dzikości.
Transformacja nastąpiła szybko. A niewinni i piękni ludzie zamieszkujący Nowy Świat zamienili się w podludzi, w prymitywów pozbawionych prawa i obyczaju, w kanibalów bez norm moralnych, w okrutnych dzikusów błąkających się bez przewodnictwa jedynej i prawdziwej religii. Ich przeznaczeniem, jedyną drogą do zbawienia było podporządkowanie się zdobywcom.
”Nie jest więc niespodzianką, że w pierwszym zdaniu słynnego listu skierowanego do Korony Hiszpańskiej, Kolumb pisze ‘Trzydziestego trzeciego dnia od opuszczenia Kadyksu przybyłem na morze Indyjskie, gdzie znalazłem bardzo wiele wysp przez niezliczoną ludność zamieszkanych, które wszystkie dla szczęśliwie panującego króla naszego – z uroczystem obwieszczeniem przy rozwiniętych sztandarach – bez czyjegokolwiek protestu – objąłem w posiadanie.’ (Zygmunt Celichowski. “List Krzysztofa Kolumba o odkryciu Ameryki.” Apple Books.)
„Wyobraźmy to sobie: stojąc w otoczeniu kilku oficerów na białym piasku małej wyspy, której dokładne umiejscowienie jest do dziś przedmiotem debaty, wyspy „odkrytej” przez Kolumba, pomimo, że była zaludniona i faktycznie odkryta przez innych wiele tysięcy lat wcześniej, admirał „bierze w posiadanie” wyspę i ludzi którzy ją zamieszkują. I nikt nie protestuje. Najwyraźniej Bóg jest po stronie Hiszpanów”. (Stannard, s. 65)
Sytuacja powtarzała się na kolejnych karaibskich wyspach. Kolumb lądował, wbijał w ziemię krzyż, drzewce sztandaru i wygłaszał deklarację objęcia w posiadanie w imieniu władców Kastylii. Pomimo że jak sam pisał „ludzie z tych ziem nie rozumieją mnie, ani jak ich” nie wątpił, że brak protestów oznacza ich zgodę na poddanie się koronie hiszpańskiej o której istnieniu nie mieli pojęcia.
Już podczas pierwszej podróży Kolumb chwytał w niewolę tubylców i okrętował ich przymusowo na statku, by przetransportować jako dziwadła na pokaz do Hiszpanii. Tylko sześcioro przeżyło podróż, ale nie żyli długo.
Ze swej drugiej wyprawy Kolumb wiózł pod pokładem 550 schwytanych Indian. Zwłoki 200 wrzucono do morza podczas podróży. Z pozostałych 350 połowa umierała albo chorowała w momencie wchodzenia do portu w Kadyksie. Jak powiedział Michele de Cuneo, który towarzyszył Kolumbowi w tej podróży „oni nie nadają się do pracy, bardzo boją się zimna, a poza tym nie żyją długo”.
Liczna flotylla drugiej wyprawy Kolumba w styczniu 1494 roku dotarła do Hispanioli. Wielu z przybyłych chorowało, a choroba rozprzestrzeniła się jak ogień i zabijała tubylców w ogromnej liczbie. (Grypa? Świńska grypa – tak jak w 1918 roku?) Spekulacje na temat tajemniczej choroby przywiezionej przez Hiszpanów trwają. „Tak wielu Indian umarło, że nie da się ich policzyć” pisał towarzysz Kolumba Gonzalo Fernande de Oviedo.
Żołnierze Kolumba grabili, niszczyli, palili, zabijali, zabierali w niewolę, gwałcili na swych nieustannych patrolach w gorączkowym poszukiwaniu złota.
Dla miejscowych Indian jedynym wyjściem przez atakami i dziesiątkującymi ich chorobami była ucieczka na inne, dalej położone wyspy. Na niewiele się to zdało.
„W roku 1496 populacja Hispanioli (Haiti) spadła z ośmiu milionów do czterech czy pięciu. W roku 1508 Indian było mniej niż 100 tysięcy. W 1535, jak twierdzą badacze tego ponurego tematu, ‘praktycznie zostali wytępieni” (Stannard, s.75)
Czy świętowanie Dnia Kolumba jest celebrowaniem nieszczęść doświadczonych przez ludność tubylczą? Czy celebrowaniem nieustraszonego odkrywcy wyruszającego bez wahania w nieznane? Czy świętowanie „odkrycia” Ameryki nie jest kpiną, „dziewiczy” ląd był przecież od wieków zamieszkały?
Od lat 70tych coraz więcej głosów, coraz mocniej twierdzi, że należy raczej upamiętnić ludy tubylcze, te które zniknęły bez śladu i te które wbrew wszystkiemu nie tylko przetrwały, ale rosną w siłę.
Od 1992, od czasu, kiedy miasto Berkeley w Kalifornii zdecydowało się na obchody Dnia Ludności Tubylczej (Indigenous Peoples’ Day) zamiast Dnia Kolumba, coraz więcej miast i stanów zamienia Dzień Genueńczyka na Dzień Tubylca, na Dzień poświęcony Kulturom Amerykańskich Indian i kolonizowanych ludów na świecie.